Przestrzelony jakimś nieostrożnym słowem Nie mogę nie zwinąć się z bólu... Tak przypominasz mi o sobie Bez pozwolenia wydrążyłaś w mojej duszy dół Automatycznie utraciłem panowanie Zbyt wiele snów odpływa bezpowrotnie Kupuję kwiatki, chodzę na prywatki Bez przerwy gotowy i spięty, jak gdyby nie ja Stwardniałem i schamiałem nawet Nie mogę przestać chować się w sobie I jęczeć jak gdyby nie ja i męczyć i cierpieć... Skoro mnie nie chcesz, jakim jestem Jest ok. Tu ja i noc Wiem, przyjdzie dzień Przestanę czuć się sam Bez Ciebie i przy Tobie Nie muszę się bać Przestanę być sam Dawkujesz mi siebie Jak lek na przetrwanie rozłąki i westchnień Już nie mam Cię prawie, bo giniesz A chciałbym Cię więcej i więcej I boisz się dotknąć, dotykasz ze wstrętem Rozrasta się we mnie, aż pęknę, aż pęknę Rozrasta się nienasycenie Przyszpilony jakimś nieostrożnym gestem Rozkroiłem serce, zapomniałem kim jestem I tylko wiem, że bez Ciebie nigdy więcej Nic nie będzie I jak, no jak? Mam uwierzyć, że ja... Nie muszę się bać, nie Przestanę być sam Jestem samotny, jest mi źle i w dupę zimno Bo siedzę na betonie na dworcu w Krakowie Kupiłem białe wino, wypiję z dziewczyną Wszystko będzie dobrze Nie muszę się bać Przestanę być sam