Wiele wspaniałych poranków widziałem, Pieszczących góry swym monarszym okiem, Licem złocistym łąki całowało, Nieba alchemią złociło potoki. Lecz wkrótce niskim chmurom już nie wzbrania Niebiańskie lico przesłonić plugawie I świat porzuca, oblicze zasłania, Mknie niewidzialne na zachód w niesławie. Tak wczesnym rankiem me słońce świeciło Nad głową moją tryumfalnym blaskiem; Lecz, biada! Moim przez godzinę było, Później przede mną skryło się w chmur maskę. Cóż, słońcem ziemskim gardzić się nie godzi, Gdy zaszło: tamto w niebie też zachodzi.