Jeszcze tak niedawno, wierzyłeś w siły swe Pragnąłeś swego szczęścia, ludziom oddawać się Przeszkody były niczym, czystego serca moc Pomyślność i wytrwałość pomagały Ci Cieszyła każda chwila, sens we wszystkim był Czyjeś złożeczenie nie zmieniało nic Tak długo chciałeś wytrwać i w bieli wiecznie żyć lecz ludzka słabość siła swą dosięgła Cię Codziennej walki trud, przerasta znowu Cię Entuzjazm zanikł gdzieś, jesteś za słaby już Kuszony, z własnej woli upodlony Stracony, przez własne czyny zhańbiony Upodlony, z własnej woli kuszony Zhańbiony, przez własne myśli stracony Znowu czarna rozpacz, znowu serca ból Twej duszy każda cząstka złem jest skażona Niepojęta siła, na karku wisi Twym Brudny umysł brudne ręce kieruje Po upadku wnętrza, nic nie zostaje już Entropia myśli wzrasta z każdą chwilą złą Pootwierane rany, ktoś sypie na nie sól Czujesz jak gdyby wrzody pokrywały twarz Szatana drwiący śmiech, on posiadł duszę Twą Na wieki będziesz gnił, w otchłani piekielnej W swoim życiu musisz walczyć Musisz ciągle starać się Nie pozwolić złu na tryumf Na potoki Twoich łez Trzeba zawsze mieć nadzieję Z wiarą wstawać w każdy dzień Napełniać kielichy dobra Wypić przyjdzie kiedyś je Bo nie znasz ani dnia, ani godziny...