(Round one, "hadzime") Masz tu liryczn¹ zadymê Prawdê bêdê g³osi³, spontaniczne masz "okosi" Atak ponawiam, za brutalnoœæ ³apiê karê Z³apiê ciê za moment i zdobêdê "wanzaj" Sprowadzony do parteru przytrzymam ciê parê sekund Pora na duszenie, czy wytrzymasz na bezdechu? (Mate) Sêdzia przerywa znam komendê Poprawiam czarny pas, który niebawem zdobêdê Mów do mnie mistrzu bo od tego nie odejdê Mam przyzwyczajenia, nawyki ich nie zmieniê Z dum¹ siê odnoszê, jeœli przegram ciê doceniê A na razie prowadzenie, poszarpana judoka "Onomato" na podium z wiar¹ w siebie i Boga Tak by³o dziesiêæ lat temu Teraz z mikrofonem dla ludzi podczas jamu Matê zmieniam na podest, sk³ad sêdziowski na dj-ów I dalej walczê, uruchamiam wyobraŸnie Min¹³ czas m³odzieñczy i sny o olimpiadzie A ja na tym podk³adzie przypominam, ¿e jestem I nie tylko rêki gestem, tak¿e kanonad¹ snów Chcesz coœ mówiæ to mów, mistrz powróci³ ma siê zdrów Ref.: Konsekwentnie zamyka³eœ przede mn¹ ka¿de drzwi Jak mog³eœ przypuszczaæ, ¿e zabraknie mi si³ A tu pok³ady energii w jednej chwili uwolnione Teraz my jesteœmy gór¹ decydujê co wybiorê, co wybiorê Och³apy nie dla mnie, myœlisz, ¿e gadasz z baranem Nikt z was nie przypuszcza³, ¿e otworze drzwi taranem Jestem dumny z bycia MC, nie ukrywam, ¿e mam talent Wykorzystam go w pe³ni pomimo wad i zalet Bli¿ej mi do króla bo przeciêtniak to walet Z aspiracj¹ na asa, z jokerem stworzê parê I kilka przechwa³ek, wszystko mam pouk³adane Na ³awê nie zejdê nawet gdy dostanê karê Rezerwowy ze mnie ¿aden, jak rasowym napastnikiem Czuje w sobie straszn¹ parê, widzisz mnie na piedestale? I s³usznie siê chwale, cudze znam, lecz swoje wale Pokerowe mam rozdanie, ju¿ przegra³eœ, parol w banie Kolejny raz agentus na rap dawno "onomato" Jak akcjê terminator, nic nie poradzisz na to Mo¿esz tylko nazwaæ szmat¹, wtedy gotuj siê na bitwê Rymy lub starcie fizyczne, w strachu be³koczesz modlitwê I nie dasz nam rady i tak dla zasady Poka¿ê ci, ¿e g³owê mam nie od parady Poka¿ê ci jak moim wykonaniu zabrzmi¹ s³owa Tylko ja jeden potrafiê tak artykulowaæ Wyraz dŸwiêkonaœladowczy, "onomato" weŸ zobacz Pos³uchaj i siê przybij i przestañ dyskutowaæ To onomatopeja rapu polskiego nadzieja Prze³o¿eni MC na polskiego wodzireja Odebrana ci nadzieja na zwyciêstwo, znasz ten temat Marz¹ ci siê zyski, s³awa, teledyski Ile sprzeda¿ z promocj¹, dwóch ko³a jesteœ bliski Powiem ci jedno, kurwa nic nie znaczysz dla mnie Chcia³byœ tworzyæ niezale¿nie, byœ wygl¹da³ bardzo marnie Peja K, szykuj zapadnie, pêtla mocno zaciœniêta Powtórz modlitwê, weŸ ¿arliwie siê prze¿egnaj Masz ostatnie ¿yczenie, wszystko o co poprosisz Poza jednym ocalenie, nie ma szans, a me sumienie Pozostaje bez zmian, jest nieczu³e na tw¹ zgubê I przegran¹ jak rubel, stoisz nisko w kantorach A tu zmora, kamora, wolno stylowa szko³a Egzekucjê czas wykonaæ Dziesiêæ, dziewiêæ do jednego, do zera, mniej nawet Tyle siê dla mnie liczysz ty twój podk³ad i alfabet Mam wiêcej mocy, wiêcej pary, wiêcej si³ i zalet Ekspresja nie balet, brak mi salonowych zasad Wci¹¿ nie u³o¿ony inteligent bez szko³y Z posmakiem peneriady, bez skazy typu zdrady Full emocji bez przesady, wraca potforna pewnoœæ siebie Wiêc nie montuj barykadu, z marszu wszystko rozjebie Z marszu rozpierdole wszystko, ka¿dy zna moje przezwisko Które zwyciêstwa jest blisko ¯ycie to boisko i nie ka¿dy tu gra czysto Jak dawa³ Wiœniowy Ski Sk³adu druga po³owa Mocny jak ¯o³¹dkowa po której destrukcja hotelowa Lampka raz uruchomiona samoczynnie ju¿ nie skona Ref. Konsekwentnie zamyka³eœ przede mn¹ ka¿de drzwi Jak mog³eœ przypuszczaæ, ¿e zabraknie mi si³ A tu pok³ady energii w jednej chwili uwolnione Teraz my jesteœmy gór¹ decydujê co wybiorê, co wybiorê Och³apy nie dla mnie, myœlisz, ¿e gadasz z baranem Nikt z was nie przypuszcza³, ¿e otworze drzwi taranem Ka¿d¹ bramê, ka¿d¹ pieprzon¹ bramê (You lose) Ta, DeOeNIU, Ski Sk³ad, Peja, dwa zero zero jeden, Doniu