Las wyostrza mu rysy jak ptasie Jeden krok w zielony drzewny cień I zawsze jest mrok pod jodłami W dolinkach lata skrzy niebieski śnieg I zawsze jest noc W bezruchu uświęconej ciszy A gwiazdy aż chrzęszczą o siebie Nie mieszcząc się na niebie Czystym jak kryształ niebie Niebie jego zimy Wszystkie drogi prowadzą do ciebie Nieb skrząca kopuła otula bezpiecznie Oddziela, otacza, zamyka I chroni W świetle ciepłego kręgu ognia - Tylko on, cisza I blask Milczący zimowy duch Z cichym sercem jodły Bijącym pod skórą zwierzęcia Przez czas Przez koła istnień, nurtem snów I wspomnień (Przestrzenie bezimiennych gwiazd, przez kręgi lat strumienie zim I nocy) Mój los podąża zawsze śladem twoim Piękny I dobry jest mróz To właśnie on Weźmie w opiekę jego ciało Gdy dusza już zaśnie w śniegach Rozbłyśnie w jednej z iskier lodowych drobin Wtedy jego cisza spadnie jak ptak W moją zieloną zamieć Mróz ukoi serce aż przestanie drżeć ŁAgodna śmierć, jak sen po długim dniu Uspokoi czule, by świat nabrał sił I znów wprawił w ruch Bezkresne koła czasu śWięty obrót, wieczny powrót Roziskrzona nieskończoność Jeszcze jeden cykl Przez czas Przez koła istnień, nurtem snów I wspomnień Mój los Podąża zawsze śladem twoim Spojrzałam wstecz przez soczewkę lat I widzę go jak idzie, młody Przez cichej ćmy cienisty las Wtem staje I rozkłada ręce A noc przepływa mu przez pierś Strumieniem o zapachu świeżej wody Na jego dnie czarniejszy kształt Owalny chłód jak zimny kamień Widać już wtedy była w nim Ta miłość ciemniejsza niż śmierć