... a rany ziemi liże wiatr, skruszone kości pieści śnieg. Milczeniem gwiazd wskroś duszy patrzy lód, poprzez ciał przezroczystą śmierć Wiatr liże twoje rany, świat wraca do swego łona. Drobiny ciał umarłych w ziemi ogromnym ciele. Lód patrzy spojrzeniem zwierzęcia. Ten ból będzie z tobą do końca, aż skończy się świat, aż zamknie się czas, wygasi noc piece słońca. To koniec świata, to koniec nas i zstąpi ciemność w środku dnia. To koniec świata, zastyga martwy czas zima niebo otworzyła – nieme usta gwiazd. Ziemia wiedzie życie w bezruch wód, w prapoczątku upłynniony stan, zmenia je w zarodki przyszłych snów, pochłonęła nas by począć nowy świat. Lód nad nami - nieba martwy wzrok. Dołem – woda, rozpuszczenie form. Znany świat upadnie martwy w nią i na zawsze już pod lodem będzie spać. Samotność bez dna, ta zimie złożona ofiara. Na wargach - pustki smak, smak w ciszy wiecznotrwania. Nieme niebo, gdy kona lituje się śniegu gwiazdą. Wszechświat odchodzi w ciszę, nieruchomą doskonałość. To koniec świata, to koniec nas i zstąpi ciemność w środku dnia. To koniec świata, zastyga martwy czas. Gaśnie w pustym nieba oku odchodzący blask. Lód nad tobą - nieba martwy wzrok, dołem woda, rozpuszczenie form. Także ty upadniesz martwy w nią i na zawsze już pod lodem będziesz spał. Odchodzący cicho w bezruch wód, w prapoczątku upłynniony stan. Pochłonęły cię, by począć znów, gdy na zawsze już pod lodem będziesz spał. "Lat kilka umierający twój cień będzie kołysał się nad mogiłą, niby ostu nasienie zaczepione o własny promyk. Lata przeminą cicho w słotach i pogodach, w słodkiej melodii, która się nazywa „wszystko mija”. Będziesz patrzył niezamykającymi się oczyma spod rosochatej wierzbiny- Będziesz palił się na grobie błękitnym światełkiem w każdą noc zaduszną- mimo ulewę, wichurę zawieję – A potem razu pewnego – wiosna dmuchnie – i ulecisz wolny." [Józef Czechowicz „O śmierci”]