Dziesi!ta z rana, godzina mloda nie mam nic w planach Wychodze z mieszkania schodze po schodach, a tam Pierwsza kloda, sami wiecie, le-y srebro na parapecie Na nim plama, schodze ni-ej na pólpietrze jakiś baran Helu awiara zjarana, japa jakaś bez wyrazu nakirana A za drzwiami schowana jego mama zalamana Nie wie sama co ma robia, jak w podobnej sytuacji Prawie ka-dy rodzic i zw!tpienie w niej sie rodzi Czy mu dala -ycie gorzkie, -e je takim cukrem slodzi Albo proszkiem. jeszcze chwila i wychodze z klatówy A tam jakiś typ gruby, kawal skurwysyna, wzrokiem Pedofila obcina jak istota niewinna bawi sie, male Dziecko co o -yciu malo wie, ale matka przestrzegala je Nie zadawaj sie z obcymi, choa z pozoru czlowiek mily Dziecko nie ma zaufania do takiego pana, co slodycze Daje w zamian za chwile dotykania, ale mo-e to ju- Moja mania, mo-e tylko sobie patrzy, sam bóg wiedziea Raczy, a ja dalej za swoimi krokami, szarymi chodnikami Sie przemieszczam, tutaj mieszkam, drzewo wierzba Drewniana laweczka, widze z daleka swojego czlowieka A z nim jego koleszka, ale nie s! sami przez policje Spisywani jak to zwykle bywa - za nic, postrzegani jako Mlodociani huligani, bo inaczej ubrani, przez Przechodniów wytykani, wzrokiem gani starsza pani A psy zajarani, spoleczenstwo ich chwali,. bo przestepców Zlapali - śmiech na sali, ja sie zrywam i nie ukrywam -e unikam wiskania, tak bywa, -e czas uplywa a dyskusja Z nimi to jego strata, pora na konkluzje z obserwacji Tego świata: Nie wszystko dookola jest takie piekne, Widze rzeczy obok których tródno przejśa obojetnie Ale naprawianie tego to nie dla mnie zajecie Co ma bya to i tak bedzie, tyle rzeczy zlych Czai sie wszedzie, a w tym ludzi spedzie Wiekszośa przykleila se do twarzy szczeście I falszywy -ywot wiedzie w swoim wymyślonym świecie Ref. Ide, ide; patrze, patrze; widze, widze Świat z którego jestem dumny czasem A czasem sie go wstydze Jak okiem siegn!a wszechobecna obojetnośa, ludzi Ogranicza znieczulica i po-era świat zupelnie jak Szkorbut, ju- dosya o tym - pora na powrót Wtedy jak na ironie sprawy przybieraj! diametralnie Inny obrót, to tak jakby w rajski ogród przerodzilo Sie pieklo, nagle robi sie lekko, zaczynam zauwa-aa Wokól siebie piekno, z rzeczy zle powoli bledn! A w tym ludzi spedzie jednak znajdzie sie miejsce na Prawdziwe szczeście, a najcześciej tam gdzie ludzie -yj! w biedzie lub na ulicach, oni doceniaj! to co Sami maj! - co dostaj! od -ycia, radości znaj! Innego pokroju ni- wartości materialne, mowa tutaj O milości to dla nich naturalne, co banalne dla tych Którzy myśl!, -e mog! kupia wszystko, ale ja wracam Do tych, którzy s! tu blisko, szanuj! siebie, a poza tym Cale swoje środowisko i ka-dy sie stara by na pierwszym Miejscu byly: milośa i wiara, honor i nadzieja, a nie Demonstracja sily na barkach rodziny przez ojca Dokonana, albo nalóg dziewczyny, która na kolanach Chapsa dzide za awiera grama - dramat Jednak jak milo czasem spojrzea - dojrzea Co dobrego dajesz bo-e i co jeszcze daa mi mo-esz